Genialna sonata Beethovena zainspirowała Tołstoja do noweli o pasji, żądzy, seksualności człowieka. Studium małżeństwa jako miłość i uniesienia, szalona zazdrość i obłędne okrucieństwo, to wieczny temat filmów, z tytułem sonaty chyba z kilkanaście. Realizacja Bernarda Rose'a nie porywa, ale warto obejrzeć ten obraz, na wskroś współczesny, aktualny
LEW TOŁSTOJ
„SONATA KREUTZEROWSKA”
(fragm.)
(...)- Grali Sonatę Kreutzerowską Beethovena. Czy zna pan pierwsze presto? Zna pan?! – wykrzyknął. – O, co za straszna rzecz ta sonata! Właśnie ta część. I w ogóle muzyka to straszna rzecz. Co ona robi? I po co robi to ,co robi? Podobno muzyka działa uszlachetniająco na duszę – to bzdury, nieprawda! Działa, strasznie działa, mówię o sobie, lecz wcale nie uszlachetniająco. Nie działa na duszę ani uszlachetniająco, ani poniżająco, lecz drażniąco. Jak to panu powiedzieć? Muzyka zmusza mnie do zapomnienia o sobie, o swoim istotnym położeniu, przenosi mnie w jakieś inne, nie moje położenie: pod wpływem muzyki wydaje mi się, że czuję to, czego właściwie nie czuję, że rozumiem to, czego nie rozumiem, że mogę to, czego nie mogę.(...)